Rzeź wołyńska – nieodpokutowana zbrodnia.
Dokładnie 76 lat temu – 11 lipca 1943 r. – miała miejsce krwawa niedziela – apogeum rzezi wołyńskiej. Wszyscy Ukraińcy otrzymali zadanie: „Wyrżnąć Lachów aż do siódmego pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią po polsku”. Ukraińcy zmobilizowani przez bandy OUN/UPA bestialsko mordowali Polaków, głównie kobiety, dzieci i starców. Sąsiedzi mordowali sąsiadów. W rodzinach mieszanych mąż czy żona stali przed wyborem zamordować małżonka Polaka i przeżyć, czy samemu zostać zamordowanym z całą rodziną. Do ataków dochodziło nierzadko w kościołach podczas sprawowania Eucharystii. Napastnicy nie mieli żadnej litości dla świętości. Płonęły domy, kościoły i wsie. Badacze obliczają, iż tylko tego jednego dnia mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków.
Przez pokolenia Ukraińcy i Polacy żyli tam obok siebie. Było wiele rodzin mieszanych. Ludzie ci wspólnie obchodzili święta kościelne i państwowe. Żyli razem tak normalnie i zwyczajnie. I nagle, sąsiad, który dzień wcześniej był człowiekiem godnym zaufania wpadał do polskiego domu z siekierą i mordował, tych, z którymi dzień wcześniej wspólnie się modlił. Syn podnosił rękę na matkę, tylko dlatego, że była Polką. Ofiary rzezi wołyńskiej w jednej chwili straciły zaufanie do drugiego człowieka. Do końca nie wierzyli, że ich sąsiedzi, przyjaciele mogą zdobyć się na takie rzeczy. Mieli nadzieję, że nadejdzie odsiecz, że ktoś im pomoże. Niestety wsparcie nigdy nie dotarło. Starcy, kobiety i dzieci byli bezbronni podczas napaści bandytów uzbrojonych w siekiery, widły i broń palną. Tych, którzy zginęli od kul można nazwać szczęściarzami.
Banderowcy nie mieli szacunku dla sacrum. Polacy chronili się w świątyniach. Wierzyli, że są tam bezpieczni, bo przecież kościół to miejsce święte, przez wieki traktowane jak azyl, w którym nie wolno mordować. Niestety oddziały Stepana Bandery nie miały żadnych oporów przed mordowaniem, niszczeniem i profanowaniem Domu Bożego.
Nie oszczędzono nawet Klasztoru O. Dominikanów zwanego Podolską Częstochową, gdzie modlili się wszyscy nie tylko katolicy, ale także i prawosławni. Pielgrzymowano do cudownego obrazu Matki Bożej Podolskiej, który jest wierną kopią Matki Bożej Różańcowej z kościoła Santa Maggiore w Rzymie. W klasztorze schronili się Polacy z pobliskich okolic. Niestety nie byli tam bezpieczni. Zginęło tam kilkaset osób, wśród nich ks. Stanisław Fijałkowski proboszcz z Poczajowa z powiatu Krzemieniec. Majątek wywożono wozami przez dwa dni. Po wojnie władze radzieckie utworzyły w klasztorze więzienie polityczne. Później mieścił się tam szpital dla nerwowo chorych kobiet. Od 1997 roku należy do greckokatolickiego zgromadzenia zakonnego, Studytów. Trwają tam prace remontowe, jednak nie znajdziemy tam dzisiaj już żadnych śladów po Dominikanach, ani żadnej tablicy upamiętniającej zamordowane tam ofiary. Cudowny obraz ocalał. Zaopiekował się nim ocalony o. Józef Burda i w 1946 r. przywiózł do Polski. Pani z Podkamienia mieszka obecnie w kościele Ojców Dominikanów we Wrocławiu. Ponad 300 lat naznaczonych wojnami i najazdami nie wygnało Jej z Góry Różańcowej. Zrobili to dopiero banderowcy. Jednak i tutaj czuwa nad swoimi tragicznie doświadczonymi dziećmi, bo właśnie tam osiadło wielu wypędzonych Kresowian.
Rabowano majątki, zaś domy i całe wsie palono. Niszczono wszelkie ślady polskości. Spalono dokumenty, księgi wieczyste, metryki, aby nie można było ustalić nazwisk, a w przyszłości spadkobierców, aby Polaków unicestwić całkowicie. Ciała wrzucano do studni, by zatruć wodę, by nie mogło tam ponownie pojawić się życie. Zwłoki Polaków były bezczeszczone. Nikt nie chciał ich pogrzebać. Ciała były rozszarpywane przez okoliczne zwierzęta. To było celowe działanie. Ziemia Wołyńska to po prostu olbrzymi polski cmentarz. Do dziś nie znamy liczby zamordowanych, ich nazwisk ani miejsc pochówku. Większość ofiar leży gdzieś w bezimiennych dołach, bez katolickiego pochówku oraz bez krzyża na grobie. Nigdy nie wiemy, czy akurat, pod naszymi stopami nie leżą szczątki Polaków. Do dziś w miejscach, mordów nie ma nawet symbolicznego krzyża. Na pomnikach, które powstały są usuwane wszelkie zapisy o tym, że są ofiarami zbrodni. Warto o tym pamiętać.
Tam nie było żadnej wojny polsko – ukraińskiej. To było ludobójstwo. To była bestialska czystka etniczna na ludności Polskiej mająca na celu unicestwienie Polaków i polskości.
Między Akcją „Wisła” a rzezią wołyńską nie ma znaku równości. Zaznaczyć trzeba, że eksterminacja ludności polskiej na Ukrainie i w Małopolsce Wschodniej rozpoczęła się wraz z wybuchem II wojny światowej. Wówczas już nastąpiły grabieże, morderstwa, gwałty i podpalenia polskiego mienia. 11 lipca 1943 roku rozlała się po prostu na całe Kresy. Już wcześniej partyzantka ukraińska podejmowała działania, wciągała miejscową ludność w swoje szeregi. UPA współpracowała z komunistami zwalczając polskiego pana oraz prowokowała hitlerowców pozorując polskie napady na wojska niemieckie, które w odwecie niszczyły polskie wsie. Oddziały AK musiały rozprawić się z Ukraińską Partyzantką, która kolaborowała z Hitlerem. Wysiedlenia ludności były działaniami wojskowymi. Mimo, że często przebiegały brutalnie, nie miały na celu unicestwienia Ukraińców. Rozstrzeliwano osoby podejrzewane o przynależność do OUN/UPA, głównie mężczyzn. Nie mordowano bestialsko kobiet, dzieci i starców. Nie palono ich i nie rozszarpywano na żywca. Nie profanowano świątyń. Nie bezczeszczono zwłok. Wstrzymane ekshumacje na Ukrainie mają na celu ukrycie brutalnej prawdy, o tym co się wydarzyło na ziemi wołyńskiej, ale nie zmienią prawdy. Rosjanie także przez lata wypierali się Katynia, jednak nie udało się im zakłamać historii. Wierzę, że i prawda o Wołyniu zwycięży, zostanie nazwana, rozliczona i upamiętniona.
Byłam na Wołyniu, spotkałam żyjących tam Ukraińców i Polaków, ludzi takich jak my. Widziałam biedę, smutek ale też radość i miłość. Byłam w miejscach rzezi, widziałam te zniszczone świątynie i tę piękną ziemię, która spłynęła polską krwią. Był to widok, który do dziś noszę w sercu. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Bandy OUN/UPA nie różniły się niczym w swoim bestialstwie od hitlerowców.
Widziałam zrujnowane kościoły i cmentarze, nie tylko miejsca sacrum, ale też dziedzictwo historii i kultury, które niszczeją, rozpadają się i nikt nie chce o to zadbać. Prawda historyczna jest niezgodna z ideologią panującą na Ukrainie. Stąd przyzwolenie władz na dalsze niszczenie i profanowanie miejsc uświęconych Bożą obecnością i męczeńską ofiarą wiernych Polaków przez libacje alkoholowe, zaśmiecanie i wulgarne napisy. Nasze serca, wówczas młodych, przyszłych historyków nie mogły pojąć, zrozumieć jak można tak postępować dzisiaj w XXI wieku, gdzie tyle się krzyczy o szacunku, prawdzie, wolności. W Polsce dbamy o wszystkie groby, nawet naszych wrogów, bo każdemu zmarłemu należy się szacunek. Tam cmentarze niszczeją, nagrobki się sypią lub celowo są rozbierane, bo komuś akurat był potrzebny kamień pod budowę domu. Krzyż w zniszczonym kościele, nieustannie profanowanym przez tamtejszą ludność jest niemym świadkiem i swym milczeniem krzyczy jak cała tamtejsza ziemia o tym, co się tam wydarzyło.
Nie ma tam już Polaków, nie ma tam kto dbać o polskie cmentarze. Nie ma tam kto zapalić świecy. Jednak sam Bóg o nich pamięta obsiewając te ziemie pięknymi kwiatami. Szczególnie wymowne są tam czerwone maki. Kwiaty, których nie da się posiać, kwiaty, które są szczególnie nam Polakom bliskie i kojarzą się z ofiarą. Właśnie tam na ziemi Wołyńskiej w której spoczywają bezimiennie pochowani nasi rodacy, zrobiłam te zdjęcia. Kilometry pól i łąk usianych czerwonymi makami przypominają, tu jest Polska. Tam, gdzie są Polskie groby, tam jest Polska.
Księża, którzy ginęli razem ze swoimi wiernymi do końca udzielali im rozgrzeszenia i zachęcali do pojednania się z Bogiem oraz do wybaczenia swoim oprawcom. Nie wzywali do nienawiści, ale do miłości, do wybaczania jak Jezus. Ci ludzie tam, na Wołyniu mieli swój udział w cierpieniu Chrystusa. Wierzę, że są oni razem z Nim w wieczności.
I my dzisiaj, jak te ofiary i ich rodziny, jak wielu z tych, którzy cudem ocaleli i są świadkami tamtej tragedii powinniśmy wybaczyć. Ale trzeba też pamiętać o ofiarach, przywrócić im pamięć, bo oni już zostali zamordowaniu dwukrotnie. Raz przez siekiery, drugi raz przez milczenie i niepamięć.
Tak jak Niemcy ponoszą odpowiedzialność za rozpętanie II wojny światowej i holokaust, jak Rosja jest odpowiedzialna za Katyń i stalinizm, tak Ukraina jest odpowiedzialna za rzeź wołyńską. Wstrzymywanie ekshumacji wstrzymuje tylko ukazanie światu prawdy, ale jej nie zmieni. Trzeba się z nią zmierzyć. Nierozliczone zbrodnie zawsze będą dzielić. Winy, które nie zostały odpokutowane, nie poniosły kary, nie pozwalają zabliźnić się ranom. Dezynfekcja ran boli, ale jest konieczna, aby nie wdała się gangrena. Dlatego tak bardzo potrzeba, aby te rany z przeszłości oczyścić. Bez tego oczyszczenia wszelkie relacje między naszymi narodami pozostaną tylko dyplomacją. Współpracę i przyjaźń z Ukrainą należy budować na prawdzie. Jezus zło nazywał złem. Nie można wierzyć w Chrystusa tylko trochę, tylko do połowy. Nieprzebaczony grzech niszczy, zaś skrucha leczy. Bez stanięcia w prawdzie, bez skruszonego serca, bez wyznania win, bez zmiany postępowania i bez wybaczenia nie będzie uzdrowienia. Czas obudzić sumienia.
Moim zdaniem, Ukraina potrzebuje pewnej refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Pan Bóg nie jest Bogiem, który karze swój naród, swoje dzieci, ale daje nam znać, upominając się o swoje prawo miłości do drugiego człowieka. Myślę, że szczególnie ta odpowiedź musi się pojawić teraz, w roku jubileuszu objawień Matki Bożej w Fatimie, która mówiła że komunizm jest karą za grzechy, za odwrócenie się od Boga, ale jednocześnie wzywała do nawrócenia, pokuty i przeproszenia Pana Boga. Na narodzie ukraińskim nadal ciąży grzech ludobójstwa, do którego trudno mu się do tej pory przyznać i z którego trudno się oczyścić, choć było kilka prób takich postaw, m. in. z okazji 70. rocznicy wydarzeń na Wołyniu. Przykładem tego by wspólny komunikat Konferencji Episkopatu Polski, wydany z Synodem Kościoła Greckokatolickiego, i Konferencji Episkopatu Ukrainy Obrządku Łacińskiego. Niestety, nie został on odczytany na Ukrainie. Wyrażam przekonanie, że dopóki ten naród nie wyzna swej winy, nie stanie w prawdzie i nie oczyści się z tego grzechu, nie będzie mógł cieszyć się błogosławieństwem. Mam jednak nadzieję, że rok fatimski przyczyni się do uświadomienia, iż brak pokoju na Ukrainie domaga się tego gestu, na który czekamy z miłości i z miłością. Potrzeba przeproszenia i przebaczenia za ten wielki grzech ludobójstwa. W tym kontekście modlimy się również o nawrócenie Rosji – aby szanowała inne narody. / abp lwowski Mieczysław Mokrzycki („Niedziela”, 21/2017).
Dlatego módlmy się za wszystkie ofiary, za ich rodziny i za nasze narody, aby w relacjach polsko-ukraińskich mogło dojść do prawdziwego uzdrowienia zbudowanego na prawdzie i przebaczeniu.
To wszystko prawda, co napisałaś. Jeśli chcemy budować prawdziwie dobrą relację z Ukrainą to nie na kłamstwie i przymykaniu oczu. Oczywiście, trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że współcześni mieszkańcy nic nam nie zawinili. Ja na Ukrainie czuję się, jak w drugim domu (w pewnym rejonie) i łączy mnie tam wiele przyjaźni. Trzeba budować zaufanie i mieć wiarę, że oni by tak nie postąpili.
Dzisiejsi Ukraińcy są potomkami tamtych zbrodniarzy. Nie odpowiadają bezpośrednio za zbrodnie swoich przodków. Ich odpowiedzialność za tamto ludobójstwo jest taka sama jak współczesnych Niemców czy Rosjan za zbrodnie popełniane przez ich przodków w czasie wojny. To nie oni zrobili, ale oni mogą w końcu pomóc, aby tę zbrodnie wyjaśnić, nazwać, oczyścić i upamiętnić. Jednak zwykły mieszkaniec Ukrainy nie pozna prawdy, jeśli nie zmieni się narracja władz narodu i zawartość podręczników. I to boli najbardziej dzisiaj. Minęło tyle lat, a tamta historia nadal jest tematem tabu, nadal nie padły słowa: „Przepraszamy i prosimy o wybaczenie.” Nadal prawda o ludobójstwie na Wołyniu jest zwalczana, ofiary nie zostały upamiętnione. Nikt nie dba o nasze polskie groby. Świątynie, które przypominają o tamtych wydarzeniach dalej są profanowane. Nie ma skruchy ani zadośćuczynienia. Tymczasem Polacy przyjmują w swojej Ojczyźnie Ukraińców uciekających przed wojną. Naszym relacjom bardzo potrzeba oczyszczenia i uzdrowienia. Może wtedy i na Ukrainie zapanuje w końcu pokój.